Dom Kultury INSPIRO w Podłężu

Las książek, pies i knedle ze śliwkami, cz. 3

Ekipa i publiczność

Beata Kwiecińska tutaj się wychowała. Maciek Dąbrowski zaczął przyjeżdżać jako dorosły człowiek, a przeprowadził się na dobre ponad siedem lat temu. Stowarzyszenie prowadzą od dziewięciu lat. Zaczynali od zupełnie nieprzemyślanego pokazu kina plenerowego, potem były warsztaty, którymi powoli, powolutku zyskiwali popularność. Stali się takim jakby domem kultury, tylko bez siedziby, podczas gdy typowy wiejski dom kultury w Podłężu był – również typowo – niedofinansowany i zaniedbany. Kiedy w 2009 roku Stowarzyszenie Inspiro zaproponowało, że może go taniej i ciekawiej poprowadzić, dostało zgodę i 3500 zł miesięcznie. „To na przykład był błąd, za takie pieniądze nikt nie powinien się zgadzać prowadzić domu kultury! Nie polecamy” – mówi Beata Kwiecińska, śmiejąc się.

Nie wszystkim się tak duża zmiana spodobała. „Od samego początku przygotowaliśmy świetny duży stół tuż przy wejściu, trzymaliśmy na nim zawsze świeże kwiaty, dookoła krzesła, czajnik z kawą, herbatą… No więc przez pół roku przy tym stole nikt nie usiadł. Nikt. Jak już rodzice zaczęli przyprowadzać dzieci na zajęcia, to szybciutko tylko wchodzili i wychodzili, ani do widzenia nie powiedzieli” – wspomina Beata Kwiecińska. Wszystko potrzebowało czasu. Najpierw skoncentrowali się na najmłodszych, potem zaczęli więcej inicjatyw dla dorosłych, a dwa lata temu także dla młodzieży: warsztaty kulinarne, wstęp do socjologii, szycie… Teraz na wszystkich zajęciach jest komplet, a na patchwork chodzą i dziewczyny, i chłopcy.

Maciek Dąbrowski dodaje: „Pracujemy tutaj dlatego, że uważamy, że nasza społeczność lokalna to jest najlepsza społeczność na świecie. Więc powinna dostawać to, co najlepsze. Nie mamy kompleksów. Teraz pracujemy nad nawiązaniem współpracy z Centrum Pompidou w Paryżu. Też jesteśmy na P. I pomyśleliśmy, że fajnie będzie nawiązać taką współpracę: wielkie muzeum w europejskiej stolicy i dom kultury gdzieś tam na wsi w Polsce. Nie da się dalej, prawda? Ale co? Czy mieszkańcy Podłęża są z jakiegoś powodu gorsi niż ci, którzy mogą się wybrać do Pompidou?”.

Misji w Inspiro nie ma, to znaczy nie sprecyzowano jej, żeby nie zamykać się na nowe pomysły, które mogą pojawić się u mieszkańców. Maciek Dąbrowski tłumaczy: „Każdy może przyjść i zaproponować swój pomysł na zajęcia. Nie zostanie oddalony z kwitkiem «nie taki mamy plan»”. Po części też dlatego nikt tutaj nie czuje się wykluczony, każdy wie, że będzie miło przyjęty, dlatego naprawdę sporo osób wychodzi z inicjatywą, choćby taką, że gdy kawa się skończy, a gospodarze tego nie zauważą, to sami podrzucą. Mają szczęście do ludzi? Na pewno. Na przykład przy okazji szycia kostiumów pszczółek do przedstawienia nikt nie wiedział, jak zrobić buty z filcu. I okazało się – ot tak – że przyjaciółka jednej z mam zawodowo projektuje buty dla dużych firm. Przyjechała i doradziła, za darmo, od ręki. A jeden z ojców zaproponował, że ściągnie kolegów z firmy, która prowadzi program wolontariatu pracowniczego, by wyremontować taras. Ot tak, z dobrej woli. Ale też pewnie z powodu dobrej, bezpośredniej atmosfery.

„Jak czegoś nie wiemy, to szukamy kogoś, kto wie. I – co dziwne – w ciągu tych prawie dziesięciu lat nikt nam nie odmówił. Prowadzących zajęcia specjalistów często szukamy przez ogłoszenia. Jak chcieliśmy warsztaty plastyczne, to poszliśmy do Muzeum Narodowego, bo wiedzieliśmy, że oni tam mają świetne zajęcia. Skoro się uczyć, to od najlepszych. Poprosiliśmy, żeby zrobili je też u nas. I tak przez pół roku mieliśmy ekspertkę z Muzeum Narodowego, dużo się od niej nauczyliśmy. Powiedziała, że do tej pory nikt nie poprosił o coś takiego” – wyjaśnia Beata Kwiecińska.

Założyciele Inspiro chętnie czerpią od innych i chętnie dzielą się swoimi doświadczeniami, także dlatego, że mogą być pewni, iż nikt ich nie skopiuje. Wiele osób odwiedza ich okazjonalnie, a od kilku sezonów udaje im się też pozyskać dofinansowanie na program miesięcznych staży (rezydencji). Jedna z rezydentek zapytana, co jest wyjątkowego w Inspiro, odpowiada bez wahania: „Beata i Maciek”. To faktycznie bardzo osobiste miejsce, tworzone z indywidualnych pomysłów, gustów, preferencji – tak jak je wymyślają i rozumieją akurat oni. Nie mogą dać na dom kultury jakiegoś ogólnego, odgórnego przepisu. Jeśli ktoś zrobi Inspiro II (do czego zachęcają), będzie to znaczyło, że powstanie miejsce zupełnie inne niż Inspiro I z Podłęża, bo każda miejscowość i każdy edukator są inni.

Zobacz również