Dom Kultury INSPIRO w Podłężu

Las książek, pies i knedle ze śliwkami, cz. 4

…i jeszcze więcej akcji

Inspiro może wzbudzać zaskoczenie graniczące z niedowierzaniem i podejrzenie, że prowadzący albo coś ukrywają, albo przesadzają. O zbyt nietuzinkowych, dziwnych przedsięwzięciach mówią bowiem zupełnie naturalnie, jakby były normą. Na przykład o tym, że mieli Klub dinowiedzologów, tak jak większość domów kultury ma zajęcia plastyczne. O tym, jak krążyli po parku szesnastometrową łodzią podwodną – wielką plandeką, pod którą ukryte były dzieci, sterowaną przez jedno z nich za pomocą peryskopu. Albo o tym, jak podczas Pysznych wakacji przebrani za Indian poszukiwali po Podłężu bizona. I łódź podwodna, i bizon były zrobione w prosty sposób, z tanich materiałów. Pomysł na Pyszne wakacje też jest dość prosty: zrobić tanie półkolonie, których program jest oparty na przyrządzaniu jedzenia. Ale wyjść z tym na zewnątrz, dorobić do takich zajęć całą historię? To już dużo zmienia.

Po dłuższej rozmowie, podczas której i Beata Kwiecińska, i Maciek Dąbrowski często się śmieją, pojawia się myśl: może kluczem do Inspiro jest to, że przy wymyślaniu zajęć ich autorzy po prostu dobrze się bawią i wprowadzają w życie swoje nieraz absurdalne poczucie humoru? Bo jak inaczej „usprawiedliwić” to, że na zajęciach Klubu dinowiedzologów zrobili w sali wykopaliska paleontologiczne – nawieźli tonę ziemi i załatwili od rzeźnika olbrzymie kości wołowe? Kiedy indziej na zajęcia z cyklu Zwariowana pracownia sztuki pan Maciek przyniósł paczkę podpisaną „NASA w USA” i wyjął z niej nagranie konferencji NASA, której pracownicy „proszą uczestników warsztatów o zaprojektowanie Marsa na nowo, bo w przyszłym sezonie czerwony wyjdzie z mody”. Na pracowni sztuki zdarzyło im się też zrobić most z wieszaków (inspirowany Tadeuszem Kantorem), wypełnić basen kolorowym ryżem czy w ramach akcji malowania nadmorskiego pleneru zawiesić w sali wielkie płótna, na których z projektora były wyświetlane filmy z falami uderzającymi o brzeg, a pani Beatka dla pełnego efektu z tyłu psikała odświeżaczem powietrza o morskim zapachu.

Kolejny nietuzinkowy przykład: niedawno jedna z rezydentek w ramach projektu o sztuce współczesnej przygotowała z młodzieżą instalację. Od wejścia do budynku wchodziło się w duży kaftan zrobiony z białej folii ogrodniczej. Ten kaftan prowadził do największej sali Inspiro, w której z tej samej folii wybudowali „coś jakby wielki grzyb, w którym wszyscy się mieścili”. Podświetlili go od zewnątrz, a podłogę w jego wnętrzu wyłożyli pianką wytłumiającą. Zamknęli się tam na ponad dobę i rozmawiali, trochę o sztuce współczesnej, ale najwięcej o tym, co ich dotyka, a co wzrusza.

Warsztaty teatralne prowadzi co semestr ktoś inny, żeby dzieci poznawały różne punkty widzenia na teatr. Zresztą do wszystkich przedstawień scenariusze wymyślają dzieci. Reżyser doradza i pomaga im zrealizować wizję. Ostatnio młodsza grupa zrobiła przedstawienie o rodzinie – jak to jest, że rodzice nie mają dla nich czasu. Grupa młodzieżowa wymyśliła z kolei historię o naukowcu, który przez całe życie konstruuje androidy, bo chce mieć najlepszego przyjaciela, ale nie może się z nimi porozumieć. Maciek Dąbrowski tłumaczy: „Te przedstawienia zawsze wystawiamy na którejś z dużych scen krakowskich, z wysokimi kulisami, dźwiękowcem, oświetleniem. Żeby dzieci poczuły, że traktuje się je poważnie. To jest szczególnie ważne dla młodzieży, żeby nic nie robić z nimi na odczep się. Kiedyś mieliśmy niemiłą sytuację: powiedziałem dyrektorowi technicznemu, jakiego sprzętu potrzebujemy, i on przez telefon zapewnił, że wszystko będzie. Przyjeżdżamy przed występem, a tam scena niedoświetlona, rekwizytów nie ma. Dzwonię do niego i pytam, co to ma znaczyć. Inaczej się umawialiśmy! A on zaczyna się tłumaczyć: wie pan, no ja myślałem, że my się umawiamy na taki standard dla domu kultury… Strasznie nie lubię, jak ktoś tak lekceważąco podchodzi do domów kultury. Zresztą do kogokolwiek. Myślę, że wszystkie domy kultury powinny walczyć o swoje”.

Zobacz również