Maja Dobkowska

Czy wiesz, po co dzieciom kredki?

 

Są dzieci, które nie mają Lego, są takie, z którymi nikt nie gra w gry planszowe, nie układa puzzli albo takie, w których domach nigdy nie było plasteliny (bo wkleja się ona w dywan, a to dla wielu osób nie do pomyślenia). Ale kredki? Chyba ma je każde dziecko. Lepsze lub gorsze, poszanowane albo zniszczone, ołówkowe, świecowe, fosforyzujące, metaliczne, grube, cienkie, zastrugane czy połamane – w każdym razie są. Na pewno część rodziców świadomie decyduje o zakupie przyborów rysunkowych, ale śmiem przypuszczać, że większość nie doktoryzuje się na temat celowości rysowania ich pociech, bo jedno jest pewne – kredki dziecku na pewno nie zaszkodzą. Co więcej, zapewnią mu w miarę bezpieczne i (co nieocenione) ciche zajęcie, dzięki czemu w domu na chwilę będzie można odetchnąć.

Od nas, animatorów, wymaga się czasem więcej niż od rodziców. Musimy mieć nawyk myślenia w kategoriach celu. Tyle że cel w rodzaju „zająć czymś dzieci przez pół godzinki”, choć czasem faktycznie ważny, brzmi dla niektórych mało ambitnie, jeśli akurat zaproponujemy dzieciom rysowanie. Nie dajmy się zwariować – to wcale nie tak, że rysowanie jest zajęciem mało ambitnym i powinniśmy z niego zrezygnować na rzecz ćwiczenia kaligrafii, programowania robotów, jogi, żonglowania pięcioma piłeczkami, rozwijania taktyki szachowej czy innych o wiele efektowniej brzmiących propozycji animacyjnych. Powinniśmy wiedzieć, jakie korzyści, a więc – z naszej perspektywy – cele wychowawcze, niesie każda godzina rysowania.

Pominę tu cele programowe, czyli związane z produkcją jakiegoś wytworu – wspólnie rysujemy laurki dla mam, dekoracje do przedstawienia albo kolorujemy latawce. Skupię się zamiast tego na celach rozwojowych. I choć wiele z rzeczy, które napiszę, może być dla niektórych sprawami oczywistymi, to liczę, że cierpliwa lektura pozwoli uporządkować pewne nieuświadamiane czasem sprawy.

Przede wszystkim więc należy pamiętać o celu ogólnikowo nazywanym „rozwijaniem wyobraźni”. Nim jednak wyobraźnię zacznie się rozwijać, dziecko musi poznać pewne schematy. Kredki, choć słusznie kojarzą się z kreatywnością, najpierw posłużą maluchowi do opanowania podstawowych reguł funkcjonowania świata: tego, że trawa jest zielona, a słońce wisi sobie u góry, że ludzie mają okrągłe głowy i chodzą po dolnej krawędzi kartki, że dom to w uproszczeniu kwadrat i trójkąt, a drzewo – prostokąt i kółko. Rysunki najmłodszych często są do siebie bardzo podobne. Dzieci uwielbiają schematy, bo pozwalają one narysować coś stosunkowo bliskiego rzeczywistości w określony i bezpieczny sposób. Palec pod budkę, kto z was tak jak ja rysował słonia (lub rysuje do dziś!):

rys. Maja Dobkowska

Maja Dobkowska, CC-BY-SA 3.0

Nie ma co się zżymać – tak było, jest i będzie. A co więcej, tak musi być. Żeby bowiem przejść do dalszego etapu, otworzyć skrzynkę z napisem „kreatywność”, dziecko musi poznać schematy, które potem będzie mogło świadomie przełamywać. Trudno uznać za kreatywne to, że dziecko narysuje fioletowego banana, jeśli nie rozróżnia ono jeszcze kolorów. Dopiero, kiedy maluch opanuje zestaw prostych reguł, będzie miało sens prowokowanie go, by sprawdził, co się stanie, gdy trawę narysuje niebieską kredką, a ludzika o kwadratowej głowie ulokuje w okrągłym domku.

Kredki i kartka uczą też stosowania pomocnych w życiu uogólnień, mieszczenia się w pewnych ramach. Już sam rozmiar kartki stanowi dla dziecka wyzwanie: jak tu pomieścić cały świat, lub choćby widok zza okna, mamę uśmiechającą się w drzwiach, tęczę z zamkiem Barbie i brykającymi kucykami My Little Pony albo wszystkie postaci z Gwiezdnych wojen na czymś tak małym i na dodatek białym? Jak smok ze snu ma być straszny, skoro stoi na tle tej zupełnie niestrasznej bieli? Jak oddać wielość refleksów we włosach, błysk w oku, sześćset odcieni jesiennego liścia, czy też nieustannie zmieniający się kształt fali przy pomocy dwunastu kolorów i dwuwymiarowej białej przestrzeni? Te ograniczenia irytują, ale i uczą młodego człowieka umowności, która z czasem stanie się dlań bardzo pożyteczna. Dzięki niej ten oto znak graficzny nie jest interpretowany jako „Uwaga na czarnoskóre dziewczynki z warkoczykiem i lizakiem”.

rys-po-co-dzieciom-kredki-2

Znak T-27: przejście dla pieszych jest szczególnie uczęszczane przez dzieci, Wikipedia, domena publiczna

Jeśli jednak rzeczone „rozwijanie wyobraźni” ma nie być wyłącznie frazesem, ale celowym założeniem animatora, musi on wyjść poza uczenie schematów czy mieszczenia się w określonych ramach i zachęcać dzieci, by zgodnie z własnymi pomysłami te schematy przekraczały i łamały. Bardzo ważne będą tu dwie twórcze umiejętności. Pierwsza to abstrahowanie, czyli zdolność zawieszania wiedzy o pewnych zjawiskach na przysłowiowym kołku, po to, by skupić się na innych wybranych aspektach danego zagadnienia. To taki rodzaj „puszczania oka” do siebie samego lub odbiorców – wiem przecież, że ogórek jest podłużny i zielony. Zawieszę jednak wiedzę o jego kolorze i narysuję ogórka pomarańczowego w kropki. Wciąż będzie wiadomo, że to ogórek, ponieważ skoncentruję się na oddaniu idealnie ogórkowego kształtu. Lub odwrotnie: mój ogórek będzie zielony, jak ogórek być powinien, ale za to w kształcie… patelni. Tego typu zabawy są przez dzieci bardzo mile widziane, a umiejętność abstrahowania wykształca się dość wcześnie – już kilkulatki stają się w tym biegłe! Ale starsi też powinni abstrahować. Mogą na przykład, dorysowując coś, nadawać przedmiotom nowe znaczenia: z położonej na kartce klamerki do bielizny zrobić krokodyla, a z nożyczek – wieżę Eiffla. Albo z litery „R” uczynić projekt skoczni narciarskiej, a z plasterka cytryny – balonik na sznurku.

Druga z umiejętności twórczych ważnych dla rozwijania wyobraźni to eksperymentowanie. Paradoksalnie, założeniem jest… brak założeń. Nie wiemy dokładnie, dokąd zmierzamy, ale sprawdzamy, ciesząc się na niespodziankę i płynące z niej wnioski. Tu animator wchodzi na mało bezpieczny grunt. W ramach eksperymentów już niejedna kredka pękła na pół lub utknęła w locie między żeberkami kaloryfera. Niejedna twarz albo ręka posłużyła za kartkę, niejedna praca została zalana kawą czy podziurawiona szpilką do włosów. Z drugiej jednak strony i tak są to dość bezpieczne eksperymenty (strach pomyśleć, w którą stronę poszłaby zabawa, gdyby zamiast kartki dać dzieciom do eksperymentów zapałki, wiertarkę lub włosy koleżanki). Chcę przez to powiedzieć, że nie wychowamy twórczego dzieciaka, zabraniając mu eksperymentowania. Może zatem warto poświęcić kilka kredek i blok rysunkowy, by dać możliwość ujścia twórczej ciekawości.

Na koniec trzeb wspomnieć o jeszcze jednej funkcji używania kredek (choć i to zapewne tematu nie wyczerpie i pewnie kolejne postscriptum przyjdzie do niego dopisać). Kredki to narzędzie komunikacji. Poprzez rysowanie dzieci mówią o sobie, swoich emocjach, własnych interpretacjach zjawisk. Im młodsze dziecko, tym te komunikaty mniej świadome. Im starsze – tym rozważniej używa subtelnego rodzaju wypowiedzi. W pracy nastolatka kolorystyka oddaje nastrój, poszarpany las może być metaforą pogubienia się, a nienaturalnie wielka głowa postaci mówi być może o tym, że ilość kłębiących się myśli przekroczyła już stan krytyczny. To oczywiście tylko przykładowe możliwe interpretacje. Przestrzegam przed popadaniem w łatwe schematy i zawiadamianiem rodziców za każdym razem, kiedy dziecko użyje czarnej kredki albo nawet narysuje ociekającego krwią potwora, który zjada „ukochanego” braciszka. Owszem, tego typu prace bywają niepokojącym komunikatem. Czasem jedynym, który pozwala nam odkryć, że coś w świecie dziecka dzieje się nie tak. Ale umiejętność właściwego odczytywania tych komunikatów jest bardzo trudna, zostawmy ją psychologom (zawsze możemy się ze specjalistą skonsultować, jeśli stan dziecka nie daje nam spokoju). Animatorom pozostaje być w kontakcie z rysującym dzieckiem i po prostu pytać. Czasami dzieci przyjmują pytania w rodzaju „Co tu jest narysowane?” z pewną irytacją, ale pamiętajmy, że pogłębione zainteresowanie pracą dziecka może pomóc w nawiązaniu ważnej rozmowy. Może też autorowi niejedno uświadomić. Rysowanie jest bowiem również rodzajem komunikacji z samym sobą. Rysując, bezwiednie sięgamy do głębokich pokładów psychiki. Robią to i dorośli (te niewinne bazgroły na marginesach…), i dzieci. Psychologowie używają wręcz metody wizualizacji rysunkowej jako narzędzia terapii. Jako animatorzy nie mamy może aż takich kompetencji, by pomóc dziecku tę zaszyfrowaną wiedzę o sobie odczytać, ale powinniśmy przynajmniej próbować być pomocą. Jak możemy to zrobić? Może na przykład mówiąc czasem wprost o naszych odczuciach względem pracy plastycznej dziecka: „Twój rysunek robi na mnie wrażenie bardzo radosnego. Czy wydarzyło się dziś coś, co wprawiło cię w dobry nastrój? Chcesz mi o tym opowiedzieć?” lub: „Zauważyłam, że zawsze rysujesz swoją postać odwróconą tyłem. Czy to przypadek? Czy w prawdziwym świecie też lubisz z tej perspektywy oglądać świat?”.

A czy wspomniałam już, że rysowanie z dziećmi to frajda? Bo jeśli nie, to tę najważniejszą informację zostawiam na koniec.

Maja Dobkowska – pedagożka, animatorka, trenerka i nauczycielka. Zajmuje się rozwijaniem kreatywności dzieci i młodzieży, a także osób dorosłych. Prowadzi treningi kreatywności oraz szkolenia z innowacyjności i kreatywnego rozwiązywania problemów. Szkoli nauczycieli, dzieli się pomysłami podczas warsztatów pokazujących, jak wplatać trening twórczości w rzeczywistość szkolną i przedszkolną. Jest certyfikowanym trenerem programu Odyseja Umysłu i jego entuzjastką. W wolnym czasie pisze książki i anty-kolorowanki dla dzieci. Jest mamą 6-letniej Basi i 9-letniej Zośki, z którymi lubi się włóczyć, wymyślając niestworzone historie.

Zobacz również