Maja Dobkowska

Karty kreatywne

 

W czasach, kiedy kreatywne jest wszystko – marketing, sernik, słownik, Europa, ba, jeśli wierzyć reklamom, to nawet moja lodówka jest kreatywna – chcę was zainteresować kreatywnymi… kartami. W przeciwieństwie do słownika, lodówki czy Europy zawdzięczają one swój przydomek temu, do czego zostały stworzone: wymyślono je, by ćwiczyć twórcze myślenie, rozwijać spostrzegawczość i uważność, pobudzać do pracy wyobraźnię. Zachęcają do wielokrotnego zmieniania perspektywy i przełamywania schematów myślowych, uczą gotowości postrzegania tej samej rzeczy na wiele różnych sposobów. A co szczególnie w nich lubię – wprowadzają kwestię szacunku dla pomysłów innych osób. To, że ja widzę na obrazku talerz naleśników, nie oznacza bowiem, że ty nie możesz dostrzec tam portretu swojej prababki wracającej na wozie drabiniastym z sylwestrowej zabawy.

Trudno powiedzieć, kto wymyślił je pierwszy. Może prekursorami byli twórcy abstrakcjonizmu? Karty kreatywne czerpią z abstrakcjonizmu całymi garściami, w klasycznej formie są po prostu zestawem nieprzedstawiających obrazków. Mniejsza o estetykę i formę wykonania, najistotniejsze idee są dwie: żeby każdy obrazek w talii był inny oraz by żaden z nich nie przedstawiał wprost czegoś konkretnego. U podłoża kart kreatywnych leży idea myślenia dywergencyjnego, czyli takiego, które zakłada różnorodne punkty widzenia i liczne możliwości rozwiązania problemu, nie troszcząc się o jedyną poprawną odpowiedź ani logiczny układ. Oznacza to, że każda karta musi dać się interpretować na wiele sposobów, a cała zabawa polega na tym, żeby za każdym razem doszukiwać się innych znaczeń i skojarzeń. Ten sam obrazek może raz być fragmentem mapy, raz pocztówką, raz kartką z kalendarza, a kiedy indziej prognozą pogody lub początkiem opowieści. Lecz nawet wtedy, gdy jest mapą, może w zależności od tego, kto trzyma ją w ręku, być kartą Atlantydy, rozrysem osiedla, pirackim planem prowadzącym do ukrytego skarbu albo mapą myśli. Istotne jest bowiem ego posiadacza karty, jego lub jej bagaż doświadczeń, wyobraźnia, nastrój w danej chwili. I tak, kładąc przed kimś kartę, do końca nie wiemy, jak potoczy się opowieść i czy będzie bajką, kryminałem, czy też zasłyszaną w warzywniaku anegdotą. I nikt tu nie ma racji ani nikt się nie myli – karty pod tym względem są bardzo bezpieczne, demokratyczne i nie prowokują wśród najmłodszych konfliktów. W pracy z nimi nie istnieją złe odpowiedzi.

Nie należy jednak mylić kart kreatywnych z zabawą w kalambury – nie jest tak, że karta ma przypisane jedno ukryte znaczenie, a gracze mogą do niego dotrzeć lub nie. Znaczeń jest tyle, ile myśli w naszych głowach. Jedyne, czego oczekuje się od patrzącego na kartę użytkownika, to umotywowania swojego skojarzenia. Ma on nauczyć innych widzieć to, co sam zobaczył, wskazać to, co odkryła przed nim karta. Czasami sam musi najpierw dociec sedna swojego skojarzenia – wtedy zabawa nabiera terapeutycznego wymiaru.

Jak konkretnie wygląda praca z kreatywnymi kartami?

Możliwości mamy wiele. Można rozłożyć na stole talię i poprosić każdego uczestnika o wybranie jednej, na przykład:

  • opowiadającej o jego rodzinie (kiedy chcecie się lepiej poznać)
  • charakteryzującej waszą grupę (jeśli chcecie się zintegrować)
  • mówiącej o jego / jej nastroju (kiedy chcecie pogadać o emocjach albo „naprostować” jakąś skomplikowaną sytuację)
  • nadającej się na początek albo kontynuację jakiejś historii (jeżeli chcecie pobawić się w tworzenie narracji)
  • mówiącej coś o zjawisku, jakie omawiacie (kiedy chcecie poprzez analogię lepiej poznać lub zdefiniować dane zagadnienie)
  • pasującej do przeczytanego właśnie opowiadania lub charakteryzującej bohatera obejrzanego właśnie filmu (jeśli chcecie podsumować lekturę).

I tak dalej.

Można też ugryźć sprawę od drugiej strony – wybrać dowolną kartę i poprosić o:

  • nadanie jej tytułu
  • skojarzenie jej z emocjami
  • zdecydowanie, do kogo z grupy najbardziej pasuje
  • zastanowienie się, jak ona pachnie, jakie płyną z niej dźwięki
  • uczynienie z niej książkowej ilustracji i dopisanie odpowiedniej historii
  • położenie jej na kartce i dorysowanie dalszego ciągu (najlepiej tak, by z abstrakcji wyłoniły się konkretne przedmioty).

Albo bawić się w gdybanie:

  • Gdyby tak karta była muzyką, to jaką?
  • Gdyby była potrawą, to jaką?
  • Gdyby była pogodą, to jaką?
  • Gdyby była miesiącem, to którym?
  • Gdyby była książką, to o jakim tytule?
  • Gdyby była zwierzęciem, to jakim?

I tak bez końca – bo, rzecz jasna, pytania i zadania można mnożyć w zależności od wieku uczestników, tematyki zajęć, celu, potrzeby chwili i upodobań dzieci. Karty kreatywne mogą posłużyć nam zarówno jako temat czy treść zajęć, jak i pomoc w temat dopiero wprowadzająca, porządkującą go lub rozszerzająca go o nowe metafory. Ja sama przykład stosuję karty:

  • by wprowadzić w temat zajęć
  • by „przenieść” dzieci do innego, wymyślonego świata
  • by „domknąć” przeczytaną historię (dzieci losują kartę i na jej podstawie tworzą alternatywne zakończenie)
  • by stworzyć historię, która za chwilę stanie się podstawą do dalszej zabawy – napisanego przez dzieci scenariusza teatralnego albo komiksu
  • by pokazać różnorodność jakiegoś zjawiska
  • by skupić uwagę dzieci na szczególe, przygotować je do wymagającego koncentracji zajęcia
  • by ćwiczyć odnajdywanie różnic i podobieństw
  • by rozpocząć zabawę plastyczną, w której istotne jest przelanie na papier emocji, uruchomienie zmysłów, oddanie wrażeń.

Jeśli kogoś do zabaw z kartami kreatywnymi zdołałam przekonać, ciekaw będzie zapewne, gdzie może je kupić. Na rynku dostępnych jest wiele zestawów – polecam np. karty Ecco wydane przez Wydawnictwo Klanza czy WSiP-owskie karty Żywioły. Ciekawą odmianą jest też zestaw Dixit Jinx wyprodukowanych przez Hobbity.

Moim zdaniem najciekawszą jednak, a i co istotne – także najtańszą wersją (ceny kart nie zawsze są bowiem zachęcające) – są karty własnej produkcji. To prostsze niż myślicie. Wystarczy wyciąć z kartonu kilkadziesiąt identycznych kart, a potem naklejać na nie, co wam wpadnie w ręce: ścinki materiałów, fragmenty obrazów, kawałki plasteliny, lub nakładać kleksy z farby czy tuszu, rozmazywać, dmuchać, odbijać. Ważne, by każda zdecydowanie różniła się od innych oraz by wystrzegać się konkretów (jeśli używasz obrazków wyciętych z gazet, potnij je lub podrzyj tak, by nie było widać, co przedstawiają). Baw się kolorem, kształtem, fakturą, kontrastem, kompozycją, ale nie znaczeniem.

Poszukiwanie znaczeń zostaw na potem. A to „potem” może trwać w nieskończoność i stać się naprawdę nieprzewidywalną przygodą.

 

Maja Dobkowska – pedagożka, animatorka, trenerka i nauczycielka. Zajmuje się rozwijaniem kreatywności dzieci i młodzieży, a także osób dorosłych. Prowadzi treningi kreatywności oraz szkolenia z innowacyjności i kreatywnego rozwiązywania problemów. Szkoli nauczycieli, dzieli się pomysłami podczas warsztatów pokazujących, jak wplatać trening twórczości w rzeczywistość szkolną i przedszkolną. Jest certyfikowanym trenerem programu Odyseja Umysłu i jego entuzjastką. W wolnym czasie pisze książki i anty-kolorowanki dla dzieci. Jest mamą 6-letniej Basi i 9-letniej Zośki, z którymi lubi się włóczyć, wymyślając niestworzone historie.

Zobacz również