Maja Dobkowska

Pobudzanie kreatywności

Twórczy klimat, czyli gorąca czekolada dla kreatywności

Widziałam kiedyś siedzibę firmy, która ma specjalny pokój do zadań kreatywnych. Są w nim kolorowe ściany, hamaki, pufy, nagłośnienie godne sali koncertowej, pracy towarzyszy więc na przykład szum wodospadu czy świergot ptaków, poza tym mnóstwo tablic i miękkie, zielone niczym trawa na łące podłogi. Nie muszę dodawać, że sala jest zamykana na klucz od wewnątrz. Nic tylko się zaszyć i tworzyć. Korporacja ta zainwestowała sporo pieniędzy i przestrzeni, by stworzyć kreatywnym umysłom odpowiedni klimat. Najwyraźniej jest to dla nich bardzo ważne.

Nie będę się narażać i namawiać animatorów kultury, by pomyśleli o podobnej przestrzeni dla kreatywnych dzieciaków u siebie (ale jeśli kto ma fundusze, niech się inspiruje do woli!). Wiem, że ich codziennością jest często salka (bo trudno to nawet nazwać salą) czy świetlica wynajmowana za dobre słowo od szkoły, domu kultury lub parafii. Nie ma co wybrzydzać, dobra i taka przestrzeń, a darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Chcę natomiast zwrócić uwagę na szerszy kontekst: poprzez zewnętrzne działania możemy mieć wpływ na zwiększenie kreatywności naszych podopiecznych. Zapewnienie odpowiedniej przestrzeni jest ważne, ale nie najważniejsze. I gwarantuję, że wspomniana korporacja, inwestując w salę, wyrzuciłaby pieniądze w błoto, gdyby zaniedbała inne ważne sprawy. O których poniżej.

Przede wszystkim mam na myśli zapewnienie uczestnikom poczucia bezpieczeństwa. Nie pomogą kolorowe ściany, kiedy dzieciaki boją się myśleć kreatywnie. Trzeba zdać sobie sprawę, że twórczość jest działalnością ekspozycyjną – trzeba mieć nie tylko pomysł, ale i odwagę, by go przedstawić. Teoretycznie poruszamy się w obszarze myślenia dywergencyjnego, a zatem każdy pomysł powinien być przyjęty. Powinno być łatwiej niż podczas zadań konwergencyjnych, w których mamy 50 procent szans: albo odpowie się dobrze, albo źle. To jednak tylko teoria. W rzeczywistości kreatywnej osobie towarzyszą zwykle rozliczne obawy. Co jeśli palnę coś głupiego? A jeśli się ośmieszę? Co będzie, jeśli mój pomysł okaże się zbyt oczywisty, oklepany, nierealny (przymiotniki można mnożyć) – z takimi myślami mierzy się każdy, kto dzieli się z innymi swoimi pomysłami. Oczywiście istnieją osoby odporne na krytykę. Obawy mają jednak wszyscy. Ich wynikiem, zwłaszcza w nowej grupie, bardzo często staje się niezręczna cisza albo zawieszenie, kiedy pojawia się pierwsze kreatywne wyzwanie. To nie jest komfortowa sytuacja dla prowadzącego (choć jest ona czymś zupełnie normalnym). Zamiast wpadać w panikę albo wycofywać się z kreatywnego zadania, trzeba tę ciszę czymś rozładować. Czym? Po pierwsze deklaracją, że każdy pomysł będzie przyjęty, żaden nie zostanie wyśmiany. Po drugie upewnieniem się, że instrukcja i zasady są dla wszystkich jasne, oraz zapewnieniem, że pytania na każdym etapie są mile widziane. Po trzecie – jeśli nadal jest cicho – przykładem własnym prowadzącego. Podsunięcie uczestnikom kilku (byle nie zbyt wielu) możliwości rozwiązania problemu daje im wyobrażenie o oczekiwaniu względem nich. Uwaga jednak na pułapkę: podając przykład zbyt trudny czy ambitny, możesz niechcący jeszcze bardziej przyblokować grupę. Nie zabierz też najlepszych pomysłów. Zamiast błyszczeć swoimi odkryciami, daj grupie wykazać się kreatywnością, a dla przykładu zaprezentuj jakieś „wystarczająco dobre” rozwiązanie.

Co jeszcze może zadziałać? Za pierwszym razem warto zapewnić, że pomysły będą prezentować wyłącznie chętni. Trzeba być w tej zasadzie konsekwentnym, nie wywierać nacisku na nikogo, kto nie jest jeszcze gotów, by się swoim pomysłem podzielić na forum. Potem, gdy uczestnicy nauczą się już wychodzić poza strefę komfortu, będzie można z lekka dociskać tych, których bez dociskania zaktywizować trudno. Ale to dopiero z czasem. Podobnie z presją czasu: na początku zrezygnuj z niej, bo to dodatkowy stresor. Po kilku tygodniach twórczych zmagań możesz poeksperymentować i zobaczyć, jak działa ona na te konkretne dzieciaki. Czasem, o dziwo (wbrew temu co się powszechnie uważa), bardzo pomaga.

By uniknąć niepotrzebnej ekspozycji, można też zacząć od działań zespołowych – w grupie zawsze znajdzie się ktoś odważniejszy, kto przełamie opór i pociągnie za sobą innych. Na początkowym etapie nie wprowadzałabym natomiast rywalizacji pomiędzy grupami (ani rywalizacji w ogóle). Na to również musi przyjść odpowiedni moment. A kiedy nadejdzie, radziłabym wybierać rywalizację nie tyle pomiędzy uczestnikami, co walkę z pewnym wyzwaniem. Na przykład: grupa szacuje, ile pomysłów jest w stanie wygenerować w określonym czasie. Jeśli się jej uda – otrzyma nagrodę.

Pomaga też humor. Serio. Rozluźnienie, podejście z przymrużeniem oka jest dla kreatywności zbawienne. Obowiązuje zasada ludyczności, nawet wtedy, kiedy rozwiązujecie trudne problemy. Oczywiście mam na myśli humor niezłośliwy, wolny od aluzji, a nie skierowany przeciwko którejś z osób.

A kiedy wreszcie odezwą się pierwsze głosy, zadaniem prowadzącego grupę jest maksymalnie zadbać o to, by żaden pomysł nie został ośmieszony. Powinny o tym mówić zasady zajęć, taki grupowy kontrakt. Temat „zabijaczy pomysłów”, czyli zdań, które podcinają skrzydła, dobrze jest z grupą omówić, a listę takich zabronionych odzywek stworzyć ku przestrodze. Ale to ciągle za mało – sam prowadzący musi wzmacniać każde twórcze wystąpienie, doceniać zalety, a krytykę formułować w taki sposób, by dać możliwość wprowadzenia zmian, pokazać luki w myśleniu, ale nie zdyskredytować autora pomysłu.

Z czasem bezpieczna i przyjazna pomysłom atmosfera staje się dla uczestników czymś tak oczywistym i niewymagającym poświęcania uwagi, że w nich samych można znaleźć wdzięcznych sojuszników i strażników zasad. Wtedy można skupić się na innych aspektach – na przykład na inspirowaniu do jeszcze lepszych pomysłów. Teraz warto wrócić do przestrzeni: owszem, częściowo nie mamy na nią wpływu. Ale czasami i w pewnym stopniu mamy. Możemy na przykład zadbać o porządek, poskromić nadmierny chaos. Zmniejszenie ilości bodźców zewnętrznych również ułatwi sprawę. Mrugające lampki, gadające w tle radio, hałasy zza drzwi, dzwoniące telefony – wszystko to rozprasza i odciąga uwagę. Możemy wyjść zza stolików, pozwolić uczestnikom usiąść swobodnie, tak by poczuli się mniej skrępowani: na ziemi na przykład. Mogą spacerować, nawet leżeć, jeśli im to w czymś pomaga (polecam inwestycję w kilka niedrogich koców). Ważne jest też zapewnienie odpowiedniej przestrzeni do notowania pomysłów – tablice, flipcharty, obrusy papierowe, szare papiery i oczywiście obowiązkowe kolorowe karteczki, które bez ryzyka dewastacji można przyklejać, gdzie się chce.

Idźmy dalej w temacie inspiracji: eksperymentujcie, wychodźcie poza szablonowe myślenie, łamcie schematy. Zaczynajcie od końca, piszcie po podłodze (oczywiście nie niszcząc jej), odwracajcie rysunki do góry nogami, oglądajcie filmy na suficie, zapraszajcie ekspertów, albo w roli ekspertów stawiajcie laików, zmieniajcie układ sali, mieszajcie grupy, rozbijajcie stałe tandemy – wszystko to pokaże grupie, że jest przestrzeń na rozwiązania niestereotypowe, szalone, odważne i eksperymentalne.

O to, co jeszcze mogłoby pomóc w wymyślaniu, warto zapytać u źródeł, czyli samych uczestników. Pomysły mogą tu być różne: muzyka, albo przeciwnie – cisza, odpowiednie światło, kolorowe flamastry do zaznaczania, inspirujące gazety wokół, abstrakcyjne płótna na ścianach (gotowy pomysł na zajęcia plastyczne), woda do picia, a w przypadku starszych na przykład kawa – to tylko kilka z pomysłów. Pracowałam kiedyś z grupą młodych ludzi, którzy uparcie utrzymywali, że kreatywność wyzwala w nich tylko… gorąca czekolada. Ponieważ miałam warunki, by im ją zapewnić, a potencjał dzieciaków zachęcał do inwestowania w ich zachcianki, przychodziłam na kilka kolejnych spotkań z termosem wypełnionym czekoladą. I mniejsza o to, czy faktycznie czekolada działała na nich pobudzająco – na pewno dobrze nam wszystkim robiło poczucie, że kreatywność jest czymś ważnym i przez dorosłych cenionym.

Bo jest, prawda?

Maja Dobkowska – pedagożka, animatorka, trenerka i nauczycielka. Zajmuje się rozwijaniem kreatywności dzieci i młodzieży, a także osób dorosłych. Prowadzi treningi kreatywności oraz szkolenia z innowacyjności i kreatywnego rozwiązywania problemów. Szkoli nauczycieli, dzieli się pomysłami podczas warsztatów pokazujących, jak wplatać trening twórczości w rzeczywistość szkolną i przedszkolną. Jest certyfikowanym trenerem programu Odyseja Umysłu i jego entuzjastką. W wolnym czasie pisze książki i anty-kolorowanki dla dzieci. Jest mamą 6-letniej Basi i 9-letniej Zośki, z którymi lubi się włóczyć, wymyślając niestworzone historie.

Zobacz również