Maja Dobkowska

Dzielić tak, żeby nie podzielić

 

Wiele ćwiczeń i zadań zajęciowych nadaje się do wykonania w mniejszych lub większych – w zależności od rodzaju działania – grupach. Jednak sam fakt podziału nie zawsze podoba się uczestnikom. Zwłaszcza tym młodszym. Tu pojawia się dylemat prowadzącego: jak dzielić, żeby nie sprowokować niepotrzebnego konfliktu? Co zrobić, by podział nie dezintegrował grupy? I jak zadbać o tych, z którymi nikt nie lubi pracować? Być może nie ja jedna mam w pamięci traumę szkolnego WF-u: dwóch liderów (jakoś nigdy nie było mi dane być w tej roli, pewnie dlatego, że byłam kiepska w grach zespołowych) kolejno wybiera sobie zawodników do swojej drużyny. Na koniec zostaje już tylko 3, potem 2, i wreszcie ten ostatni, którego nikt nie chciał. Z tym strasznie przykrym doświadczeniem wróciła ostatnio ze szkoły moja 9-letnia córka. Czyli stara metoda nadal funkcjonuje. Proszę, przemyślcie, czy nie ma dla niej alternatyw. Nie jestem pewna, czy 9-latek jest sobie w stanie poradzić z tak czytelnym negatywnym feedbackiem od grupy.

Jak wobec tego decydować o podziale na podgrupy? Chętnie podzielę się kilkoma sprawdzonymi sposobami, z zastrzeżeniem, że i one nie zawsze będą idealnymi, niezawodnymi rozwiązaniami. Mnie także zdarza się pomylić się w swojej intuicji.

Pierwsza rzecz, jaką na pewno warto rozważyć, to pytanie, czy podział ma być losowy, czy też odgórnie ustalony. Kiedy poznaję nową grupę, uczymy się współpracy i dążymy do tego, by się zintegrować, wybieram podział losowy. W początkującej grupie ważne jest, by treningowo spróbować pracować w różnych konfiguracjach. Wkrótce ujawnią się talenty, role grupowe, sympatie i antypatie, uzupełniające się kompetencje poszczególnych członków. Wtedy będzie można z rozmysłem dobierać zespoły. Teraz jednak ważna jest możliwość poeksperymentowania. Młodzież będzie pewnie twierdziła, że sama podzieliłaby się lepiej. Ucinam takie dyskusje – los chciał tak, a nie inaczej, wobec czego trzeba spróbować.

Spośród metod losowych polecam:

Puzzle – uczestnicy dostają fragment pociętego na kawałki obrazka. Muszą odnaleźć osoby, z którymi są w stanie zbudować pełen obraz (puzzle przynależą do kilku różnych wymieszanych ze sobą obrazków). Podział ten można obudować ćwiczeniami – na przykład początkowo uczestnicy, patrząc wyłącznie na swój fragment obrazka, próbują odgadnąć, co na nim jest. Kilka osób dzieli się swoimi domysłami na głos, a pozostali, słysząc opisy, próbują dopasować się do odpowiednich grup. Często robię też tak, że obrazki mają coś wspólnego z ćwiczeniem, które będzie wykonywane w grupach: są do niego inspiracją, zawierają ilustrację jakiegoś przedmiotu, którego trzeba użyć w zadaniu itd. W ten sposób podział na grupy staje się fabularnie związany z ćwiczeniem. Moje ulubione obrazki to wizerunki superbohaterów. Kiedy grupa ułoży już swoją ilustrację, pytam, jaką moc ma bohater i w jaki sposób mógłby dopomóc im w zadaniu.

Cukierki – rozdaję cukierki w różnych smakach. Liczba smaków odpowiada liczbie grup, które chcę utworzyć. Niczego nieświadomi jeszcze uczestnicy zjadają cukierki, a ja proszę ich o wyrzucenie wszystkich papierków. Kiedy mam pewność, że zarówno cukierki, jak i papierki zniknęły, proszę, by dobrały się osoby, których cukierki smakowały identycznie. Uczestnicy muszą opowiedzieć sobie swoje smaki. W związku z tym, że przez chwilę jest smacznie, słodko i zabawnie, udaje się odwrócić uwagę od ewentualnych reklamacji co do grup.

(Zadanie to oczywiście można rozegrać również o wiele prościej, omijając zgadywanie. W takiej sytuacji wyręczam grupę i wskazuję, gdzie mają się spotkać ci, którzy jedli cukierki czekoladowe, a gdzie ci, którzy „wylosowali” śmietankowe czy – przykładowo – orzechowe. Nie zawsze bowiem jest czas i sens rozciągać sam podział na grupę w osobne ćwiczenie).

Dodawanie/ suma/ mnożenie – można też rozlosować wśród uczestników liczby, potem zaś poprosić, by dobrały się osoby, których suma/ iloraz liczb są parzyste/ nieparzyste (a jeśli grup chcemy więcej, to np. mieszczące się w ustalonych przedziałach).

Niespodzianka pod krzesłem – jeśli mam czas wcześniej przygotować salę, podklejam pod krzesłami oznaczenia grup (np. trójkąty, kwadraty i koła). Uczestnicy siadają w sposób przypadkowy, nie wiedząc o oznaczeniach. Dopiero w decydującej chwili proszę ich o sprawdzenie, jaki symbol jest ukryty pod krzesłem.

Na podobnej zasadzie można wykorzystać element zaskoczenia, przygotowując np. długopisy w trzech kolorach (lub tylu, ile grup planujemy utworzyć). Uczestnicy podpisują się nimi na liście obecności lub na identyfikatorach, nie wiedząc wcześniej, że kolor będzie miał decydujące znaczenie. Dopiero w momencie, kiedy konieczne będzie podzielenie się na zespoły, zwracam uwagę na wybrany kolor długopisu czy pisaka. I idzie jak z płatka: zieloni, czerwoni, granatowi, czarni. Proste i szybkie.

Jeszcze innym sposobem jest dzielenie się poprzez neutralne kryterium, niemające nic wspólnego z zadaniem. Przykładowo: proszę grupę o podzielenie się tak, by w jednej podgrupie znalazły się wyłącznie osoby mające brata, w drugiej – posiadające siostrę, w trzeciej zaś ci, którzy mają zarówno siostrę, jak i bracia, bądź też są jedynakami. Wadą tej metody może co prawda być zupełnie nieprzewidywalna liczebność oraz proporcje grup, ale stosuję ją wtedy, kiedy po prostu nie ma to aż takiego znaczenia.

Podobnie czasem dzielę grupę na zwolenników wyższości Bożego Narodzenia nad Wielkanocą i odwrotnie. Albo na urodzonych w danych kwartałach roku. Na tych, którzy przyszli w sznurowanych butach, i tych, których buty są zapinane na rzepy. Na zwolenników kotów i preferujących psy. Na fanów wakacji nad morzem i tych, którym lepiej odpoczywa się w górach, itd. (Uwaga jednak na podziały stygmatyzujące, np.: ci, którzy lecieli samolotem, i ci, którym jeszcze nie było to dane. Co zrobisz, jeśli okaże się, że nie leciała tylko jedna osoba?). Podział ten staje się zarazem sposobem, by czegoś nowego się o sobie wzajemnie dowiedzieć. Czasami idę za nim dalej – np. gdy zadanie polega na wykonaniu pracy plastycznej, proszę, by urodzeni w zimie wykorzystali chłodną kolorystykę, zaś w lecie – ciepłą paletę barw.

Tyle o podziale przypadkowym. Może jeszcze tylko jedna uwaga na marginesie: nie zostawiaj na ostatnią chwilę decyzji o tym, ile grup utworzysz. Oczywiście nie wiesz, ile osób faktycznie dotrze na twoje zajęcia. Istotne jest jednak, by wymyślając ćwiczenie, mieć jasność, ile osób powinna liczyć optymalna grupa je wykonująca. Zbyt duża grupa sprawi, że część uczestników, zakrzyczana przez naturalnych liderów, wyłączy się z działań i zwyczajnie będzie się nudzić. Za mała grupa może nie poradzić sobie z wykonaniem zadania, zwłaszcza gdy czas na jego realizację jest ograniczony.

W dalszych fazach rozwoju grupy warto już zaufać intuicji uczestników i pozwolić im decydować o tym, z kim chcą pracować (zawsze pozytywnie: nigdy nie pytaj, z kim nie chcą pracować!). Nie może to być jednak całkiem niekontrolowany, puszczony na żywioł podział, ponieważ dość prawdopodobne jest, że znajdą się w grupie osoby, z którymi nie chce być nikt. Chyba że prowadzący ma przestrzeń na to, by temat ten wraz z grupą przepracować. Przestrzegam jednak – to wymaga wiedzy socjoterapeutycznej.

Tam, gdzie nie mam całkowitej pewności, że grupa poradzi sobie z dokonaniem podziału, a chcę mimo wszystko pozwolić na trochę wolności, proponuję podzielenie się według zainteresowań lub typu zadania. „Na prawo ci, którzy wolą wykonać zadanie manualne, na lewo ci, którzy chcieliby podyskutować” brzmi lepiej niż „Dobierzcie się w zespoły z tymi, których lubicie”. Można w ten sposób dzielić na przykład na:

  • tych, którzy preferują rozpocząć od dokładnego omówienia planu działania, oraz na tych, którzy wolą iść na żywioł
  • tych, którzy wolą działać pod presją czasu, i tych, którzy chcą poczuć całkowitą swobodę
  • tych, którzy są przekonani, że zadanie jest proste, i tych, którzy sądzą, że jest skomplikowane
  • tych, którzy chcą pracować z muzyką, i tych, którzy do koncentracji potrzebują ciszy.

Oczywiście pomysły można mnożyć w nieskończoność. Są doskonałe do tego, by uczyć grupę, jak z różnorodności czynić wartość. Warto jednak wykorzystywać także zdobytą w grupie wiedzę o sobie. Można więc przy okazji po wykonaniu zadania spytać, czy każdy miał poczucie, że dobrze wybrał grupę, lub czy dobrze współpracowało się w tym zespole. Ważne, by nie faworyzować żadnej z grup ani nie ustalać, kto miał rację. Uczestnicy nie mogą mieć poczucia, że wzięli udział w eksperymencie z tezą (np. Ci, którzy wybrali pracę przy muzyce, nie powinni na koniec usłyszeć arbitralnego: „Muzyka działa dekoncentrująco i w związku z tym na przyszłość lepiej jej nie włączać”. Co innego, jeśli do takiego wniosku dojdą sami).

Na koniec słowo o podziale „odgórnym”. Tak, zdarza mi się wyczytać po prostu składy zespołów wcześniej przeze mnie ustalone. Na przykład dlatego, że chcę przełamać pewne zaistniałe już układy czy stereotypy lub próbuję pobudzić procesy grupowe, które utknęły w miejscu. Czasem robię tak z uwagi na dobro jednego z uczestników – tworzę mu najbardziej komfortowe warunki do pracy lub do rozwoju. Tu jednak stosuję się zawsze do dwóch zasad: po pierwsze informuję grupę, skąd taki, a nie inny podział, i czemu ma on moim zdaniem służyć, jak wzmocni nas jako grupę (oczywiście upraszczając informację tak, by każdy mógł ją przyjąć – nie muszę zatem mówić wprost, że chcę rozdzielić Małgosię od Zuzi, ponieważ uważam, że ją zdominowała. Wystarczy, że powiem, iż chcę sprawdzić, jak Małgosi i Zuzi będzie pracowało się z kimś innym). Nie najlepiej działa bowiem na grupę arbitralne orzekanie o ważnych dla niej sprawach i uzasadnianie decyzji wyłącznie poprzez „bo tak”.

A druga zasada? Odgórny podział to moja propozycja. Będę uczestników do niej przekonywać, ale nie za wszelką cenę. Nie warto poświęcać powstające dopiero relacje z uczestnikami, by koniecznie przeforsować swój pomysł, jeśli spotkał się on z silną dezaprobatą. Ostatecznie – prowadzący nie zawsze musi mieć rację.

 

Maja Dobkowska – pedagożka, animatorka, trenerka i nauczycielka. Zajmuje się rozwijaniem kreatywności dzieci i młodzieży, a także osób dorosłych. Prowadzi treningi kreatywności oraz szkolenia z innowacyjności i kreatywnego rozwiązywania problemów. Szkoli nauczycieli, dzieli się pomysłami podczas warsztatów pokazujących, jak wplatać trening twórczości w rzeczywistość szkolną i przedszkolną. Jest certyfikowanym trenerem programu Odyseja Umysłu i jego entuzjastką. W wolnym czasie pisze książki i anty-kolorowanki dla dzieci. Jest mamą 6-letniej Basi i 9-letniej Zośki, z którymi lubi się włóczyć, wymyślając niestworzone historie.

Zobacz również