Anna Komorowska

Spotkajmy się na placu zabaw!

Przez działania twórcze do integracji społeczności lokalnej

Co jest potrzebne, aby stworzyć Centrum Społeczności Lokalnej? Jako architektka mogłabym odpowiedzieć, że miejsce – budynek, przestrzeń, w której można się spotkać. Wiem jednak, że od architektury ważniejsi są ludzie. Wspólnotę tworzą sąsiedzi, nie cegły. Nie znam żadnej grupy aktywnych mieszkańców, którzy zrezygnowaliby z wszelkich działań z powodu trudności lokalowych. Znam za to sporo domów wiejskich i domów kultury, które stoją puste lub są wykorzystywane poniżej swoich możliwości.

Zawsze zaczyna się od ludzi i od ich spotkania, badania potrzeb, analizowania trudności[1]. Wcześniej czy później pojawia się pytanie – gdzie możemy się spotkać? Jak stworzyć miejsce, do którego może przyjść każdy, kto będzie miał taką potrzebę? Jak dotrzeć do tych, którzy do nas sami nie przyjdą? I owszem, budynek, lub przynajmniej lokal z kilkoma pomieszczeniami, jest na pewnym etapie niezbędny, ale w tym artykule chciałabym przedstawić pewną alternatywę. Dobrą na początek (dla tych z zapałem i poczuciem misji, ale bez budżetu) lub jako rozwinięcie (dla tych z w pełni wyposażonym budynkiem, którzy szukają pomysłów na rozwinięcie swojej działalności i powiększenie zasięgu oddziaływania). Idź na… plac zabaw. Serio.

Nie będę pytać z czym kojarzy ci się plac zabaw, bo dokładnie wiem, co powiesz. Ogrodzone miejsce z kilkoma urządzeniami, gdzie dzieci mogą się pobawić (w domyśle: wybiegać i wykrzyczeć), uzupełnione o ławki dla opiekunów. Takie wyobrażenie ma w Polsce większość dorosłych, ale i – niestety – dzieci. Niewiele jednak potrzeba, aby to miejsce wyglądało i funkcjonowało inaczej. Będąc kiedyś w Berlinie, miałam okazję zaobserwować ciekawą scenę. Godziny poranne, na plac zabaw przychodzi grupa dzieci ze swoimi mamami. Maluchy rozbiegają się po całym terenie, opiekunki zajmują jedną z dłuższych ławek i zaczynają… wyjmować jedzenie. Wygląda na to, że zamierzają tam spędzić kilka godzin. Rozmawiają ze sobą, wspólnie spożywają posiłek, dokańczają robótki ręczne. Spotykają się. I bardzo podobnie dzieje się w Polsce. Plac zabaw to miejsce, gdzie gromadzi się określona, zwykle bardzo liczna grupa społeczna – matki i babcie, ale coraz częściej również ojcowie i dziadkowie. To miejsce spotkań, wymiany informacji, doświadczeń. Dlaczego tego nie wykorzystać? Dodając kilka elementów, możemy poszerzyć funkcję placu zabaw i przyciągnąć także inne grupy, stopniowo obejmując całą lokalną społeczność.

W publikacji Model domu sąsiedzkiego, wydanej przez Gdańską Fundację Innowacji Społecznej, znajduje się przykładowy katalog aktywności. Wypisałam z niego te, które mogą wydarzyć się na pobliskim placu zabaw: punkt informacyjny, warsztaty artystyczne i ekologiczne, wystawy, debaty, spotkania przy grillu, festyny, wieczorki taneczne, pokazy filmów, biblioteczka, świetlica środowiskowa, konsultacje społeczne. Inne pomysły to: pikniki, czytanie bajek, joga, aerobik, wyprzedaż garażowa, wymiana książek, zawody sportów miejskich, rowerowa kawiarnia. Lista potencjalnych partnerów zaczynałaby się od domów kultury lub organizacji pozarządowych prowadzących zajęcia dla dzieci i rodziców, następnie biblioteki organizujące wymiany książek lub wspólne czytanie, szkoły, które mają zbyt małe ogrody, a w końcu – prywatne firmy (np. szkoły tańca), które chciałyby zareklamować swoją ofertę. To wszystko mogłoby wydarzyć się na dowolnym placu zabaw. Jeśli jednak dodamy kilka elementów, lista aktywności się wydłuża – prosty drewniany podest do nauki tańca, wiklinowa altana jako zielona klasa, kilka podniesionych rabat jako zaczątek ogrodu społecznego… Przykłady można mnożyć.

 

A teraz konkrety:

Po co? Jak pisałam wcześniej – plac zabaw już teraz funkcjonuje jako miejsce spotkań. Jeśli rozwiniemy ten wątek, możemy niewielkim kosztem zyskać miejsce, gdzie ściągniemy rodziców, dziadków, a później również inne grupy. A jak ich już przyciągniemy, możemy się zapoznać i zaplanować kolejne działania, dotyczące innych przestrzeni w naszej miejscowości. Plac zabaw może również stać się rodzajem zewnętrznej świetlicy środowiskowej, jeśli pojawi się na nim zawodowy playworker[2].

Za co? Niektóre aktywności można wprowadzić na plac zabaw bez jakichkolwiek nakładów finansowych. Na inne można spróbować pozyskać dotacje – na przykład dom kultury może zainicjować działalność „latających animatorów”, pracujących poza swoim stałym miejscem pracy, na podwórkach, osiedlach i placach zabaw właśnie. Na ten cel można ubiegać się o grant z Ministerstwa Kultury lub granty lokalne. Projekty zgłaszane do budżetów obywatelskich (partycypacyjnych) mogą obejmować zarówno tzw. działania miękkie (prowadzenie warsztatów, organizowanie rozmaitych wydarzeń), jak i infrastrukturalne (remont i wprowadzenie nowych stałych elementów). Funduszy można również szukać w programach typu Społecznik 2.0.

Od czego zacząć? Iść na plac zabaw. Pobawić się. Poprzyglądać. Porozmawiać z rodzicami, którzy tam przyszli. I z dziećmi. Jednocześnie rozmawiać z zarządcą terenu, przedstawić mu swoje pomysły. Zorganizować pierwsze spotkanie – na początek warsztaty dla dzieci. Zaprosić dorosłych na niezobowiązujące spotkanie, np. wymianę książek albo piknik. Z czasem zbierze się grupa najbardziej zainteresowana podobnymi działaniami. Wówczas można zapytać, czego poszczególnym osobom jeszcze brakuje, a potem spróbować wciągnąć je do organizacji. Kolejny krok to debata na temat tego, co jeszcze można zrobić, dobudować, gdzie szukać sprzymierzeńców, jak zdobyć fundusze.

Czy tak można? Oczywiście przed podjęciem większych działań trzeba zdobyć przychylność zarządcy lub właściciela terenu, choć nie sądzę, żeby miał coś przeciwko. A jeśli pytasz o te straszne „certyfikaty i normy”, to odpowiedź brzmi: „Tak, ale…”. Plac zabaw będący Centrum Społeczności Lokalnej nadal jest placem zabaw, więc musi być bezpieczny. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pojawił się na nim szałas z wikliny, ogródki warzywne, altany i stoły piknikowe czy grill i podest do tańca, a nawet siedziska z konarów i głazów. Wszystkie te elementy muszą być jednak mądrze rozmieszczone i przygotowane z uwzględnieniem normy bezpieczeństwa PN-EN:1176. Dobrze więc poprosić doświadczonego projektanta o pomoc w zaplanowaniu całej przestrzeni[3].

 Nie zapominaj przy tym dobrze się bawić. W końcu jesteś na placu zabaw!

 

Anna Komorowska – mama, partnerka, architektka krajobrazu, pedagożka i publicystka. Wspólnie z Michałem Rokitą prowadzi pracownię k., projektują place zabaw: ogrody szkolne i przedszkolne, przestrzenie edukacyjne, tzw. naturalne place zabaw, a także sale zabaw i instalacje tymczasowe. Zajmuje się edukacją architektoniczną dzieci, młodzieży i dorosłych, co uskutecznia, włączając przyszłych użytkowników placów zabaw do projektowania. Od 2009 r. na stałe współpracuje z „Zielenią Miejską”, gdzie pisze o… placach zabaw. Właśnie pracuje nad 95. projektem. Przed emeryturą planuje zrobić ich 700.

[1] Na ten temat napisano wiele publikacji. Kilka ciekawych pozycji można znaleźć na stronie Organizowanie Społeczności Lokalnej (osl.org.pl).

[2] Więcej na ten temat piszę w publikacji Playworker. Animator na placu zabaw, dostępnej w Strefie Wiedzy na stronie <pracowniak.pl>.

[3] Więcej na ten temat znajdziesz w e-booku „Naturalny plac zabaw. Czy to się w ogóle da? A co z tą normą?”, również dostępnym w Strefie Wiedzy pracowni k.

Zobacz również