Międzynarodowy Festiwal Dziecięcych Zespołów Regionalnych Święto Dzieci Gór

Człowiek jest światem cz. 2

Dzieci

Festiwalowy tydzień przypomina bardziej wielkie wakacyjne kolonie niż przegląd artystyczny, bo koncerty to tylko jeden z punktów programu. Poza występami i warsztatami uczestnicy spędzają czas na wycieczkach, zabawie czy piknikach. Impreza ta zdecydowanie podporządkowana jest dzieciom. Dorosłych w okolicy budynku Sokoła można wówczas spotkać z rzadka – przemykają niemal niezauważeni między grupami rozentuzjazmowanych dzieci.

Najmłodsza uczestniczka tegorocznej edycji przyjechała z Rumunii i miała… trzy lata – nie brała udziału w występie, ale już przyzwyczajała się do pracy w zespole i oswajała ze sceną, z której  wesoło machała do publiczności. Pedagodzy często obawiają się organizacji publicznych występów z udziałem dzieci, bo istnieje duże ryzyko, że małych wykonawców tuż przed wejściem na scenę zje trema. Tutaj to ryzyko wydaje się minimalne – być może dzięki życzliwości, z jaką do uczestników podchodzą organizatorzy i publiczność, a także przez fakt, że to nie konkurs, więc presja jest mniejsza. Dzieci czują się tu akceptowane, co je ośmiela.

Czasami zdarza się, że bardzo ambitny instruktor narzuci zespołowi zbyt intensywny plan pracy, ale nie warto – jury i publiczność od razu dostrzegają, jeśli dzieci są zmęczone. Większość uczestników to pasjonaci, którzy przyjeżdzają na festiwal, bo taniec i muzykowanie sprawiają im po prostu przyjemność. Dlatego dają z siebie wszystko. Żeby niepotrzebnie nie stresować dzieci, Antoni Malczak zachowuje się raczej jak dobry wujek, który cieszy się z odwiedzin przybranych bratanków i siostrzenic, niż jak „Szanowny Pan Dyrektor”. Wita się z wszystkimi, sprawdza, czy dobrze się czują, a nawet poda piłkę, jeśli wpadnie mu pod nogi na korytarzu.

Dzieci dzielą się na grupy, ale nie narodowe, tylko wiekowe (nastolatki i młodsze dzieci). W tym wieku tydzień to wystarczająco długo, by nawiązały się przyjaźnie, a nawet pierwsze miłości. Koncert zamykający festiwalu jest więc niezwykle wzruszający. Jeden wielki szloch, płacz, dramatyczne rozstania. Zespoły „skamracone” w Nowym Sączu nierzadko utrzymują kontakt po zakończeniu festiwalu – odwiedzają się nawzajem, wymieniają listy czy e-maile. I starszym, i młodszym pozostaje ciekawość innych kultur, otwartość i poczucie, że na całym świecie mogą znaleźć przyjaciół, dzieci takie same jak oni, tylko z nieco odmienną kulturą, typową dla regionu, z którego pochodzą.

Dorosłym o wiele trudniej nawiązać kontakt z przedstawicielami innych kultur. Często zapominają o tym, jak łatwo dzieci, nawet te wychowywane w homogenicznych, wiejskich społecznościach, odnajdują się w wielonarodowym środowisku rówieśników. Najmłodsi uczestnicy znają najczęściej tylko swój język ojczysty, więc rozmowy są do pewnego stopnia możliwe tylko w granicach grupy językowej; wśród starszych dzieci częściej słyszy się angielski. Tajemnicą pozostaje więc, jakim cudem dzieci po prostu znajdują wspólny język. „Nie wiem, jak to się dzieje – przyznaje Antoni Malczak. – Jestem za stary, żeby pamiętać, jak to było w dzieciństwie, ale wydaje mi się, że dziecko z dzieckiem zawsze się porozumie, nawet bez słów. I to są naprawdę rewelacyjne kontakty. Dziecko nie ma oporów przed innością, to dorośli mają rozmaite blokady i uprzedzenia. Dla dzieci nie ma znaczenia ani kolor skóry, ani język”. Jeśli jednak nauczyciel zauważy jakieś niepokojące sygnały w swojej grupie, niezbędne jest przypomnienie: „Twoje jest piękne, ale kolega też ma piękną kulturę; inną, co nie znaczy: gorszą”.

 

Zobacz również