Szkoła Waldorfska im. Janusza Korczaka w Krakowie

Edukacja to też sztuka, cz. 5

Dyrygent i gra zespołowa

Do Korczaka chodzą normalne, rozrabiające dzieci. Konsekwentnie uczy się je tu solidarności i stawania za sobą murem. Zajęcia ruchowe nie przybierają formy gier zespołowych opartych na współzawodnictwie. Zamiast do rywalizacji, dzieci są zachęcane do współpracy.

Uczniowie mają dużo wolności (nie ma kartkówek sprawdzających, czy wykuli na blachę wszystkie daty), ale niemal od samego początku skłania się ich do brania odpowiedzialności za swoje działania i za innych. Już przedszkolaki pomagają w przygotowywaniu posiłków. To podejście zbliża pedagogikę waldorfską do metody wychowawczej Janusza Korczaka, który także traktował „małego człowieka” jak dorosłego: z szacunkiem, ale i wymagając od niego szacunku dla innych. Z tego powodu to właśnie Korczak został patronem szkoły przy ul. Kazimierza Wielkiego.
Dzieciom wpaja się również altruizm. Są na przykład proszone o to, by zrobiły coś dla młodszych kolegów i koleżanek. Forma działania zależy tylko od nich, mogą im więc na przykład poczytać książeczkę, którą muszą wybrać samodzielnie, zastanawiając się, jaka historia może zaciekawić młodszych słuchaczy.

Co jednak zrobić, jeśli dziecku się „nie chce”, jak mawiają często rodzice, a nauczyciel nie dysponuje żadnym środkiem przymusu w postaci jedynki w dzienniku czy nagany? (W szkole waldorfskiej zamiast ocen w skali 1–6 stosuje się oceny opisowe). Katarzyna Cieplińska przekonuje, że trzeba zacząć od postawienia diagnozy na temat źródeł niechęci: „Jednemu dziecku może się «nie chcieć», bo jest niewyspane, a drugiemu – bo niedawno umarł mu wujek. Patrząc na to zupełnie z zewnątrz, może się wydawać, że dzieci, którym po prostu nic się nie chce i chciałyby tylko być zabawiane, jest coraz więcej”. Z jej doświadczenia wynika jednak, że:

jeśli konsekwentnie prowadzi się działania pedagogiczne, to nie ma dzieci, którym się «nie chce». W naturze dziecka leży nieustanna potrzeba poznawania świata.

Przykład idzie z góry. Nauczyciele waldorfscy nie korzystają w pracy z podręczników i gotowych scenariuszy lekcji, więc codziennie muszą się wspinać na wyżyny kreatywności, tak jak ich uczniowie. Wychowawcy spędzają ze swoją klasą sporą część każdego dnia roku szkolnego przez sześć lat i dobrze znają rodziny uczniów, wiedzą więc, jak zmotywować każdego z wychowanków. Ci zaś czują się komfortowo z wolnością, jaką daje im szkoła, i cieszą się, że mają możliwość wyboru odpowiedniej ścieżki. Takie podejście motywuje i wzmacnia poczucie własnej wartości, co potwierdza spontaniczna odpowiedź jednego z uczniów na pytanie o to, czy lubi chodzić do szkoły: „My się tu uczymy, bo chcemy się uczyć. Jak jeden lub drugi raz coś nie wyjdzie, to próbujemy trzeci raz. Nie ma ludzi, którzy wszystko potrafią i wszystko robią dobrze. Po to są inni, żeby sobie pomagać. U nas o swoich błędach się mówi i szuka się wsparcia. Uczymy się, by nie wstydzić się tego, że coś nie wyszło”.

Czy coś z tej historii o relacjach w szkołach waldorfskich może wykorzystać pedagog, który ma dla swoich uczniów dużo mniej czasu – i przede wszystkim – musi się trzymać sztywnych ram programu nauczania? Katarzyna Cieplińska zapewnia, że tak: „Przekonanie, że nauczanie musi być procesem artystycznym, jest istotą pedagogiki waldorfskiej. O każdej rzeczy, którą mamy przekazać, myślimy tak, żeby zyskała walor artystyczny. Sądzę jednak, że każdy nauczyciel, opiekun czy animator może myśleć o prowadzonych przez siebie zajęciach w kategoriach spektaklu czy dzieła sztuki. Nawet jeśli ma tylko 45 minut – musi się wtedy bardzo dobrze przygotować, żeby maksymalnie wykorzystać ten czas, żeby móc sterować uwagą uczniów przez całe zajęcia. Jest mnóstwo sposobów – można wprowadzać na lekcjach elementy muzyczne, poprosić, żeby dzieci namalowały coś w związku z omawianym tematem, wykorzystać formy teatralne, i tak dalej. Każdy sposób przekazu jest dobry, o ile tylko jakoś ożywia tę nową dla dzieci wiedzę, tak żeby mogły się z nią jakoś związać. A pretekstem do takich artystycznych działań nauczyciela na zajęciach może być naprawdę wszystko: na przykład matematyka. W gruncie rzeczy matematyka też jest częścią kultury. Wystarczy pomyśleć o tym, skąd się wzięła, o Pitagorasie, o teoriach filozofów na temat matematyki, o jej pięknie”.

Fot. Fundacja Warsztat Innowacji Społecznych CC-BY-SA 3.0

Fot. Fundacja Warsztat Innowacji Społecznych CC-BY-SA 3.0

Zobacz również