Szkoła Waldorfska im. Janusza Korczaka w Krakowie

Edukacja to też sztuka, cz. 1

Ul. Kazimierza Wielkiego 33

Do szkoły wchodzi się przez ogródek porośnięty bujną roślinnością. Po drodze mijamy niewielką kapliczkę tonącą w krzewach bzu, malwach i rumianku. Jest punkt 10.00. Dzieci wybiegają na plac z tyłu i zaczynają się ścigać po bazach zbitych z desek i starych opon. Kilkoro spośród nich gra w klasy, ktoś pomaga woźnemu zamiatać.
Nieotynkowany, ceglany budynek z wysokimi oknami pochodzi z początku XX wieku. W środku, w korytarzu słychać skrzypce – to jedna z mam akompaniuje w czasie próby przedstawienia trzeciej klasy o stworzeniu świata – harfę i dziecięcy śpiew. Ściany pomalowane są w ciepłe, żywe kolory. W sali lekcyjnej poza zwykłymi krzesełkami są też stołki z pni drzew, a zabawki i książki leżą w wiklinowych koszach. Jest porządek, ale nie jest „sterylnie”. Uroczo, trochę jak z innej epoki.

Już po kilku chwilach orientujemy się, że w tej szkole wszystko stanowi pretekst do rozwijania wrażliwości uczniów.

Kultura jest tu rozumiana bardzo szeroko, dużo uwagi poświęca się estetyce i ekologii. Hasło „edukacja kulturowa w szkole” kojarzy się większości z nas tylko z lekcjami poświęconymi sztuce i literaturze – takich jak wiedza o kulturze, plastyka i język polski. W szkole waldorfskiej natomiast edukowanie w zakresie kultury wychodzi daleko poza te ramy, obejmując zarówno inscenizację fragmentów Starego Testamentu, jak i działania takie jak budowanie w uczniach poczucia społecznej odpowiedzialności przez wybór ekologicznych produktów – na przykład ławki, przy której siedzą.

Od początku

Pedagogika waldorfska to podejście do edukacji formalnej skupiające się na wszechstronnym rozwoju dziecka. Została opracowana w 1919 roku, początkowo jako program nauczania dla szkoły założonej w Stuttgarcie przez Emila Molta. Miały się w niej uczyć dzieci pracowników jego fabryki tytoniu Waldorf-Astoria, noszącej imię pochodzącego z Walldorfu koło Heidelbergu amerykańskiego multimilionera Johanna Jakoba Astora. Gdy zastosowana w szkole metoda edukacji zaczęła zyskiwać rozgłos, przydomek „waldorfska” zaczęto stosować do całego nurtu pedagogicznego. Autorem metody nauczania był Rudolf Steiner, stąd alternatywna nazwa: pedagogika steinerowska.
Obecnie szkoły stosujące metodę waldorfską można spotkać na całym świecie. Łączy je podejście do roli szkoły w życiu dzieci i system organizacji pracy. Każda placówka musi się dostosować do podstawy programowej w danym kraju, jeśli zaś chodzi o samą metodę, to istnieje duża wolność w zakresie tego, które elementy dana instytucja pominie, a na jakich się skupi. W większości krajów szkoły waldorfskie funkcjonują jako szkoły alternatywne, w ostatnich latach jednak metoda ta staje się coraz popularniejsza i stosowane w niej rozwiązania z powodzeniem przedostają się do głównego nurtu nauczania. Typowo waldorfskie elementy edukacji doskonale odpowiadają bowiem na oczekiwania współczesnych rodziców: „ćwiczenie kompetencji miękkich”, „praktyka przed teorią”, „ułatwianie adaptacji do zmiennych realiów rynku pracy”. Czyżby więc pedagogika waldorfska była przyszłością szkolnictwa?

Katarzyna Cieplińska – wychowawczyni obecnej trzeciej klasy i dyrektorka do spraw pedagogicznych Szkoły Waldorfskiej im. Janusza Korczaka w Krakowie oraz wykładowczyni studiów podyplomowych z zakresu edukacji niezależnej na Uniwersytecie Warszawskim – zapewnia, że założenia tej pedagogiki są „dla wszystkich” i że jej zdaniem powinny być stosowane powszechnie. Założenia te są jednak jednocześnie radykalne i stawiają wysokie wymagania – zarówno uczniom, jak i ich rodzicom i nauczycielom.

W 1919 roku idea nauczania zaproponowanego w Waldorf-Astoria Zigarettenfabrik uchodziła za rewolucyjną. Stawiała sobie zadanie łagodzenia skutków XIX-wiecznej industrializacji i biurokratyzacji życia społecznego, w którym człowiek traktowany był mechanicznie, jak trybik w maszynie. Steiner i Molt uważali, że ówczesny system obowiązkowej edukacji odgrywał kluczową rolę w dehumanizującej organizacji społeczeństwa. Uczniów traktowano jak rekrutów, którzy byli „formowani” tak, by w przyszłości służyć państwu jako zdyscyplinowani i posłuszni żołnierze czy urzędnicy.

Steiner i Molt chcieli stworzyć szkołę, która miała pomagać dzieciom wyrosnąć na szczęśliwych, wolnych i pokojowo współpracujących obywateli.

Zamiast odpytywać z deklinacji, nauczyciele ćwiczyli z uczniami konwersacje po francusku i rosyjsku – w językach niedawnych wrogów, żeby w przyszłości mogli z nimi rozmawiać, a nie walczyć. Chodziło im przede wszystkim o rozwój dzieci poprzez przekazywanie im rozmaitych treści – o holistyczny rozwój ich intelektu, osobowości, talentów i ciekawości świata.

Zobacz również