Zespół Pieśni i Tańca Świerczkowiacy

Świerczkowiacy. Model wzrostu, cz. 4

Niby harówka, a jednak przyjemność

Zajęcia taneczne w starszych grupach dziecięcych zaczynają się i kończą polonezowym ukłonem, którym wszyscy sobie dziękują za wspólnie spędzony czas. To taki najprostszy wyraz szacunku, który trzeba sobie bezwzględnie okazywać. W Świerczkowiakach od początku funkcjonowania zespołu był dość ostry, „baletowy” rygor. W latach sześćdziesiątych dorośli pracujący na pełny etat nieraz dojeżdżali na kilkugodzinne próby trzy razy w tygodniu, a kierownicy zespołu nie dopuszczali spóźnień ani wcześniejszego wychodzenia. Nowi członkowie niekiedy przez kilka lat czekali na swój pierwszy występ na scenie. Pierwsi instruktorzy byli jednak darzeni ogromnym szacunkiem i do tej pory w pracy zespołu obowiązuje poważne podejście do tej amatorskiej przecież grupy.

Obecnie wszystkie instruktorki mówią, że rzeczywiście utrzymują pewną dyscyplinę, ale jedna z nich, Marta Cichoń, tłumaczy: „Mamy tu dyscyplinę, to fakt, i tego pilnujemy. Nie ma tutaj obowiązku, nie ma rygoru szkolnego, niemniej jest dyscyplina zespołu. Ta dyscyplina oznacza na przykład, że pilnujemy, aby dzieci sobie nigdy nie dokuczały – w szkole często takie rzeczy umkną uwadze nauczycieli. Nasza dyscyplina obejmuje też to, że wymagamy, by były życzliwe, by sobie pomagały. Żeby uśmiechały się na scenie, ale poza nią też. Uczymy postawy takiej życzliwości do świata. I też na przykład poprawnej polszczyzny. Idea jest taka, żeby to nie było dla dzieci dodatkowe obciążenie, żeby nie musiały się po zajęciach dodatkowo uczyć. Żeby przychodziły tu chętnie, ale… ale żeby pracowały na naszych warunkach, umiały się dostosować pod względem szacunku dla siebie, dla nas, dla reguł w zespole”. Beata Hazuka-Skoropad, choreografka Małych Świerczkowiaków, zarzeka się, że chociaż wie, że jej nastoletni tancerze nieraz obrażają się na rodziców czy nauczycieli, to u niej się to nie zdarza. Nie ma fochów, bo to jest ich wybór, że tu przychodzą, więc od razu są pozytywnie nastawieni.

Wielu dorosłych Świerczkowiaków często powtarza, że w zespole nauczyli się nie tylko podstaw baletu, kroków czy wyczucia ciała. Zostali wychowani, nauczeni kindersztuby: „A jak raz zostaniesz ułożony, to już taki jesteś i nic tego nie zmieni”.

Ostra praca, wymagania i dyscyplina zapewniają potem komfort doskonałego przygotowania na scenie. Ale gdzie w tym wszystkim jest czas na przyjaźń i beztroską zabawę? Katarzyna Kokoszka mówi, że to się dzieje poprzez pracę, że przed zajęciami i po nich nawiązują się kontakty i przyjaźnie, że dzieci zbliżają się do siebie przez to intensywne zmęczenie i emocje, a potem spotykają się poza zajęciami. Starsze grupy mają zajęcia bezpośrednio po młodszych, więc między grupami wiekowymi też jest kontakt. „A przed koncertami wszyscy sobie pomagają: czesać włosy, pleść warkocze, kokardy wiązać, poprawiają się. Te małe dziewczynki szczególnie lubią prosić nas albo nastolatki, żeby im podlakierowały włosy, podmalowały je. Dziewczynki tylko czekają na taką okazję! Ale też w tych przygotowaniach uczą się estetyki. Tego, jak powinno się pokazać publiczności, wyjść na scenę. Szacunku dla kostiumu, dla stroju ludowego i też dla widza, który to ogląda, żeby nie pokazywać czegoś nieestetycznego. Zwłaszcza że kostiumy mamy piękne, uszyte na miarę, odprasowane. Więc to doceniają” – dodaje.

Zobacz również